Straszne było dowiedzieć się, że uczestniczyłam przy zabiciu nienarodzonego dziecka…

To był mały, prywatny szpital, wszystko wyglądało na dobre i godziwe miejsce pracy. Dlatego na początku nie zdawałam sobie dobrze sprawy, co się stało, podobnie jak moje koleżanki. Zaczęłyśmy o tym rozmawiać, ale niektóre z nas bały się, że ktoś doniesie o naszych wątpliwościach i niezadowoleniu i zostaniemy zwolnione. Stawiano nas przed „faktem dokonanym”: nikt nas nie pytał, czy zgadzamy się na asystowanie w aborcji – po prostu miałyśmy to robić.

To są emocje nie do opisania… Dlatego po trzeciej aborcji już nie wytrzymałam i zgłosiłam lekarzowi, że nie chcę w nim uczestniczyć, bo ten proceder nie jest zgodny z moim sumieniem i przekonaniami. Powołałam się przy tym na klauzulę sumienia. Nie było jednak na to żadnej reakcji poza tym, że dowiedziałam się, że mamy o tym głośno nie mówić.

Wtedy ponad 30 z nas podpisało dokument, w którym, powołując się na klauzulę sumienia, odmawiałyśmy asystowania w takich „zabiegach”. Lecz atmosfera stawała się coraz ciężka i niektóre z nas bały się, że stracą pracę. Wtedy ogłosiłam publicznie w mediach, że w szpitalu Pro-Familia zabija się dzieci nienarodzone.

Szpital twierdził, że położne tak naprawdę nie brały udziału w aborcji lub tylko w jakimś niewielkim stopniu. Tylko, że to my przygotowujemy wszystkie narzędzia. To my zajmujemy się dzieckiem: odkładamy na bok, a potem chrzcimy. I zostawiamy je, by pomagać w dokończeniu „zabiegu”. Potem po prostu wkładamy je do wiadra z formaliną… To nie jest niewielki stopień!

Co więcej, dostałam pismo od dyrekcji, w którym mam odwołać to, co powiedziałam, przeprosić i zapłacić 50 tys. złotych. Jednak dzięki Bogu, a także ludzkiemu wsparciu ze strony organizacji pro-life i prawników z Ordo Iuris udało się przetrwać ten trudny czas.

Agata Rejman


Wolność sumienia pracowników medycznych, lekarzy, pielęgniarek położnych nie jest przestrzegana w polskich placówkach służby zdrowia. Wykonywanie procedury aborcji jest ciągle, także w warunkach „dobrej zmiany”, obowiązkowym elementem kontraktów szpitali z Narodowym Funduszem Zdrowia. Rocznie wykonuje się ponad tysiąc procedur aborcji, a więc dwukrotnie większa liczba lekarzy i położnych jest każdego roku skłaniana do uczestniczenia w przyjmowaniu do szpitala, przygotowywaniu wykonania procedury i w jej przeprowadzaniu.

Lekarz, który wspomina przełożonemu o tym, że chciałby skorzystać z klauzuli sumienia jest w niektórych szpitalach poddawany restrykcjom, ostracyzmowi środowiskowemu. Położne są zmuszane do uczestniczenia w różnych fazach aborcji. Przykładem może być opis atmosfery towarzyszącej aborcji w jednym ze szpitali warszawskich. Moim zdaniem nieodległy jest czas, kiedy lekarze przywiązani do przestrzegania wartości ludzkiego życia od momentu poczęcia nie będą wybierać tej dziedziny medycyny. Spowoduje to ograniczenie prawa pacjentów do opieki medycznej wysokiej jakości, w której przestrzegane są wartości ważne dla podopiecznych.

Moje sytuacja sprzed czterech lat świadczy o tym, że dyrektor szpitala lub ordynator oddziału nie może korzystać z przysługującego jemu (jej) prawu do klauzuli sumienia. W praktyce więc funkcje kierownicze w szpitalach położniczo-ginekologicznych mogą sprawować jedynie lekarze nie zwracający uwagi na wolność swojego sumienia. Spowoduje to ograniczenia praw człowieka dotyczące dostępności zawodów i funkcji.

Prof. Bogdan Chazan


Jestem lekarzem, pracuję w Poradni Lekarza Rodzinnego. Przy zatrudnieniu poinformowałam pracodawców, że z uwagi na kwestie światopoglądowe nie przepisuję środków antykoncepcyjnych. Kierownictwo znało klauzulę sumienia i nie widziało w tym problemu. Nie jestem jedynym lekarzem w tej poradni, więc ustaliliśmy, że w takich sytuacjach pacjentki będą przekierowane do innych lekarzy. Pacjentki nie były zadowolone, głównie dlatego, że musiały przyjść po raz kolejny, ale większość uznawała taki argument jak klauzula sumienia. Nie obywało się jednak bez nieprzyjemnych komentarzy.

Pewnego dnia na wizytę zapisała się kobieta tylko w celu uzyskania recepty na środki antykoncepcyjne. Na odmowę zareagowała agresją, zaczęła mi ubliżać, potem grozić, obrażała mój światopogląd i moją wiedzę medyczną, choć w żadnym momencie nie skrytykowałam jej w jakikolwiek sposób. Kolejnym krokiem było zaskarżenie mnie.

Nie jestem ginekologiem i gdy zaczynałam pracę kilkanaście lat temu nie spodziewałam się, że będę zmuszana do wykonywania czynności wbrew zdrowiu i życiu. Szanuję poglądy moich pacjentów i nigdy nie doznali oni z mojej strony jakiejkolwiek dyskryminacji z uwagi na wyznanie, pochodzenie czy sposób życia. Rzetelnie też informuję ich o najnowszych sposobach leczenia.

Stanowczo natomiast sprzeciwiam się przedmiotowemu traktowaniu zawodu lekarza. Większość z nas wybrała ten zawód pragnąc pomagać innym. To właśnie przekonania powodują, że staram się go wykonywać jak najlepiej.

Klauzula sumienia jest dla mnie przede wszystkim możliwością bycia uczciwą. Fakt, że lekarz ma dobre sumienie powinno być czymś, o co się walczy, a nie czego się zabrania. W dzisiejszych czasach zdarza się, że lekarz jest przymuszany do wykonywania czynności niezgodnych z jego sumieniem, i to nie dla ratowania życia, a wręcz przeciwnie, Każdy człowiek ma prawo do poszanowania swoich poglądów, więc dlaczego odmawia się tego lekarzom? Klauzula sumienia staje się więc jedyną możliwością, by pozostać w zgodzie z wartościami, w które się wierzy.

Dorota


Poprzez maila firmowego w drukarni, w której pracuję, chciano złożyć zamówienie na wydruk reklamy rollup. Kiedy zorientowałem się, że chodzi o baner promujący kulturę homoseksualną, odmówiłem jego realizacji. Uzasadniłem, że swoją pracą nie będę się przyczyniał do promocji tego rodzaju ruchów. Treści, które miałem wydrukować były sprzeczne z moim sumieniem, gdyż kieruję się nauczaniem Kościoła katolickiego i moralnością.

Moja postawa sprawiła, że działacze z tamtej fundacji wnieśli sprawę do sądu i została mi wymierzona kara finansowa oraz przymus wykonania każdego zamówienia. Pomocy udzielili mi prawnicy z Instytutu Ordo Iuris. Podczas kilku rozpraw odwoływałem się do Konstytucji i klauzuli sumienia. Sprawa ciągnęła się dość długo, obecnie jest w Sądzie Najwyższym.

Adam


Przez kilka lat pracowałam w warszawskim biurze jednej z międzynarodowych korporacji zajmujących się doradztwem finansowym. Była to firma z tradycjami, założona niedługo po zakończeniu II Wojny Światowej, mająca obecnie kilkanaście biur na całym świecie. Pracowałam tam w dziale kadrowym. W pewnym momencie, w ramach rozsyłanego co miesiąc newslettera zaczęłam otrzymywać treści, które zachęcały do aktywnego wspierania i włączenia się w kampanie prowadzone przez organizacje LGBT. Zaskoczyło mnie to i oburzyło, gdyż w sumieniu nie zgadzam się z takim światopoglądem. Podjęłam więc starania, abym nie dostawała tego rodzaju treści i prosiłam, aby wyłączono mnie z tego rodzaju mailingu. Po długiej drodze administracyjnej skierowano mnie do biura w Londynie, obsługującego całą Europę. Osoba odpowiedzialna stamtąd w „miły” sposób – gdyż w tego typu korporacjach takie sprawy na tym etapie rozwiązuje się zawsze w „ślisko-miły” sposób – powiadomiła mnie, że nie mogą mnie wyłączyć z tego mailingu. Zostało mi zakomunikowane, że jeśli chcę, mogę ich nie czytać. Ponadto, zostało mi zakomunikowane, taka była (i po dziś dzień jest) polityka firmy, aby promować osoby LGBT, i muszę ją zaakceptować.

Paulina


Kilka lat temu rozpocząłem pracę jako lektor języka angielskiego w prywatnej szkole językowej w jednej z podwarszawskich miejscowości. Kiedy w połowie października omawialiśmy z dyrektorką tej szkoły tematy najbliższych zajęć, „wypłynął” temat Halloween. Szefowa wyraziła się dość zdecydowanie, że zależy jej bardzo na tym, aby te lekcje były przygotowane na wysokim poziomie, tj. z drążeniem dyni, dekoracjami czy przebieraniem się. W odpowiedzi na jej oczekiwania powiedziałem, że jestem katolikiem i nie chcę prowadzić zajęć na ten temat, tym bardziej w proponowany przez nią sposób. W odpowiedzi na moją postawę wskazała, że przecież tu byli już nauczyciele, którzy chodzili do kościoła i wcale im to nie przeszkadzało. Pozostawałem jednak jednoznaczny i nie zmieniłem swojego stanowiska. Podczas kolejnej rozmowy pani dyrektor wróciła do tematu, mówiąc, że nie może za mnie wyznaczyć zastępstwa, więc prosi, abym poprowadził te lekcje. Ponownie odmówiłem… Kolejna rozmowa była zupełnie inna: szefowa wręczyła mi kartkę ze słownictwem, które mam obowiązek podać na zajęciach (dynia, kapelusz, magia itd.), bez żadnego dodatkowego komentarza. Będąc w tamtym momencie w słabej sytuacji finansowej, bojąc się, że może to się zakończyć zwolnieniem – uległem jej. Dodam tylko, że zakończyliśmy współpracę po pierwszym semestrze.

Marcin